Wpis ten jest, co prawda z różnych przyczyn, mocno spóźniony, ale ponoć lepiej późno niż wcale.
Telewizja Polska wreszcie zdecydowała się nadać "Grawitację", dzięki czemu mogłam ją obejrzeć.
Siadając przed telewizorem nie miałam żadnych określonych oczekiwań, czy też wyobrażeń, co do tej produkcji, nie czytałam bowiem żadnych opinii na jej temat.
Film, przyznam, zafrapował mnie i wciągnąl od pierwszej minuty - przecudowną warstwą wizualną, oddaniem bezmiaru Kosmosu i kruchości na jego tle nie tylko odzianych w kombinezony ludzkich istot, ale i ich technologicznych tworów, z których bywamy tak dumni, tu na Ziemi.
Oczywiście pietyzm i realizm, z jakim pokazano elementy ISS, zasługują na dodatkowe podkreślenie, podobnie jak i brak dźwięków w przestrzeni [choć w tym ostatnim twórcy zdają się być nie do końca konsekwentni].
Żadna sekunda na ekranie nie wydawała się nudna lub zbędna z punktu widzenia fabuły, a odtwórcy głównych ról wywiązali się ze swoich zadań bezbłędnie. Zwłaszcza George Clooney wiarygodnie gra opanowanego profesjonalistę, dla którego odpowiedzialność przede wszystkim za innych jest czymś niepodważalnym, a zarazem rodzajem remedium na własną słabość i strach.
Sandra Bullock wydaje się momentami zbyt emocjonalna, nawet irytująca, lecz przez to i bliższa widzowi - jak choćby w scenie, gdy w chińskim module w zasłyszanych w obcym języku rozmowach doszukuje się płaczu dziecka i dźwięków kołysanki.
Nie znaczy to, że film pozbawiony jest ewidentnych błędów, czy wręcz nieprawdopodobieństw.
Ich lista jest długa, aczkolwiek część z nich można usprawiedliwić faktem, iż inaczej film nie miałby szans zakończyć się nieodzownym
happy endem.
Przede wszystkim absurdalna jest sama przyczyna astronomicznych kłopotów dr Ryan Stone i jej kolegów. Dlaczego bowiem Rosjanie mieliby niszczyć swego satelitę na orbicie, stwarzając oczywiste zagrożenie, skoro mogliby spalić go bez śladu wprowadzając w atmosferę?
Po drugie, choć nie słyszymy w próżni silników, doskonale słychać odgłos trzykrotnie przelatującego i potencjalnie śmiercionośnego roju odłamków, z których żaden nawet nie draśnie dwójki bohaterów.
Po trzecie, pomimo obijania się ze znaczną prędkością o liczne obiekty, kombinezony i hełmy Stone i Kowalskiego wykazują niewiarygodną wręcz wytrzymałość.
Takich "buraków" jest, rzecz jasna, więcej.
Od strony naukowej ich opis, pióra Piotra Stanisławskiego, znaleźć można na tej stronie:
http://www.crazynauka.pl/grawitacja-recenzja/Podsumowując: czy "Grawitacja" podobała mi się? Bardzo!
I chętnie obejrzałabym ją ponownie, polecając ten film nie tylko miłośsnikom fantastyki naukowej i podróżzy międzygwiezdnych.